Przez moje ręce przewinęło się kilka zwierzątek, albo ich obietnic. Zaczęło się chyba od przynoszenia do domu biedronek i ślimaków i uprawianiu pokojowej hodowli. Nie pamiętam jak to się kończyło, ale przypuszczam, że były to zbyt nudne zwierzątka i w końcu wracały na podwórko.
Później był pies. Pewnego dnia mój ojczym przyszedł po mnie i siostrę do przedszkola i oznajmił nam, że w domu czeka niespodzianka. I czekała! Za kuchennymi drzwiami czaił się piesek, jamnik, bo jamnik, ale jaka była radość! Tulenie, zabawy i jeszcze więcej tulenia. A w nocy piski. A rano cały przedpokój w kałuży siuśków. Jako że my z siostrą spałyśmy najdalej przedpokoju nawet nas to nie obeszło. Niestety rodzice nie wytrzymali tej próby.
Pamiętam, że w szkole podstawowej koleżanka obiecała mi królika. Miałyśmy już taaakie plany! Załatwiłam mu klatkę i trociny, wszystko było przygotowane, nawet mamę udało mi się jakimś cudem namówić. Niestety królika nigdy nie dostałam, już nawet nie pamiętam dlaczego, koleżanka się po prostu nie wywiązała.
Dostałyśmy za to z siostrą rybki. Trzy piękne złote welony. Stały na komodzie w szklanej kuli. I to właśnie rybki najdłużej wytrzymały w naszym domu. I choć uważam, że rybka to najlepsze pierwsze zwierzątko dla dziecka, to co można z tą rybką robić? No tylko na nią patrzeć. Przecież nie pobiegasz z nią, nie pogłaszczesz, ani nie przytulisz.
Ostatnim zwierzątkiem był chomik. Piękny był, biało - rudy, i dlatego też nazwałyśmy go Rudi. Był bardzo żywym zwierzątkiem. Wychodził z akwarium, wychodził z klatki, a przez całą noc biegał w kółku. Bez kitu, całą noc! A ja w środku tej nieszczęsnej nocy oliwiłam to kółko bo skrzypiało przeraźliwie. Rudi całkiem dobrze się u nas chował. Niestety z powodu jakiejś infekcji musieliśmy się z naszym maluchem pożegnać.
Jak wszyscy dobrze wiemy zwierzęta, to nie tylko przyjemność. To nie tylko zabawa, głaskanie i tulenie. To również wielka odpowiedzialność. Bo weźmy pod uwagę nawet taką zwykłą rybkę - przecież ją trzeba nakarmić i wyczyścić jej akwarium.
Dzieci niestety nie zdają sobie z tego sprawy, albo po prostu zachwycone myślą o posiadaniu zwierzaka zapominają o tak przyziemnych sprawach jak czyszczenie klatki, kuwety, karmienie, czy wyprowadzanie na spacer. Zapominają, że zwierzęta nie są po to, żeby tylko cieszyć oko i tulić się.
I tu z pomocą przychodzi nam Peter Brown i jego książeczka.
Książeczka, która w dość przewrotny sposób tłumaczy dziecku, jak wielką odpowiedzialnością jest posiadanie zwierzaka.
Książeczka, która w dość przewrotny sposób tłumaczy dziecku, jak wielką odpowiedzialnością jest posiadanie zwierzaka.
Pewnego dnia Lusia znajduje w lesie chłopca i postanawia zabrać go do domu jako swoje zwierzątko domowe. Mama zgadza się na to jednak pod jednym warunkiem - to Lusia ma się nim zajmować. Początki są piękne, beztroskie. Razem się bawią, razem jedzą, razem śpią. Ale ta beztroska nie trwa wiecznie. Okazuje się, że nie tak łatwo nauczyć Piskacza (bo takie właśnie dostał imię) korzystania z kuwety i że to słodkie zwierzątko potrafi czasem pokazać pazurki.
A kiedy Lusia ma już dość i myśli, że już gorzej być nie może Piskacz znika. Mała niedźwiedzica odnajduje go wśród jego rodziny i widzi, że tam jest on najszczęśliwszy. Wtedy zaczyna rozumieć, że nie wszystkie stworzenia nadają się do trzymania w domu.
Przyznam, że kiedy pierwszy raz przeczytałam tytuł stwierdziłam, że to musi być idealna książka o moim dziecku! I w pewnym sensie tak jest. Bo z jednej strony pokazuje nam ona różne oblicza dziecka. Od wesołego, kochającego po to niszczycielskie. W związku z tym polecam ją parom myślącym o dziecku - nie, nie kochani, nie zawsze jest kolorowo! Dzieci potrafią wykazywać wyjątkowo destrukcyjne zdolności.
Z drugiej strony, i taki był zamysł tej książki tłumaczy dzieciom i w bardzo obrazowy sposób pokazuje czym jest tak naprawdę posiadanie zwierzaka. A to wiąże się przecież z obowiązkami i przeróżnymi zachowaniami tego stworzenia. Uczy dzieci, że za swojego pupila trzeba wziąć odpowiedzialność nawet wtedy, kiedy podrze kanapę, albo porozwala wszystkie zabawki. Tłumaczy też, że nie wszystkie stworzenia czują się dobrze jako zwierzątka domowe i trzeba o tym pomyśleć zanim zamknie się np. kolorowego motyla w słoiku.
Autor: Peter Brown
super zdjęcia, książka bardzo mi się spodobała- nie znałam wcześniej
OdpowiedzUsuń