Od kiedy zaszłam w ciążę moje myśli zajmowało między innymi planowanie pokoju dziecięcego. Kiedy już się dowiedziałam, że to będzie dziewczynka mój mózg dosłownie zaczął się gotować od myśli o wyprawce, ciuszkach, mebelkach. Rozważałam jakie mebelki postawimy w jej pokoju, jaki kolor położymy na ścianę itd. Nie wyszło z tego nic. Ale powiem Wam jedno - NIGDY przez moje myśli nie prześlizgnął się nawet róż. W ogóle nie brałam go pod uwagę, on po prostu nie istniał. Nie chciałam różowego pokoju, ani na ścianach, ani w dodatkach (koniec końców Lidia otrzymała różową pościel i jednego różowego pompona). Przez ostatnie trzy lata moja wizja pokoju córki zmieniała się kilka razy, choć nigdy nic z tego nie wyszło. Miały być beże, potem fiolety, a później czerń i biel. Skończyło się na tym, że wymyśliłam sobie sterylnie białą przestrzeń zakłócaną jedynie kolorami zabawek. Podobał mi się ten pomysł bardzo! Do czasu, kiedy taką przestrzeń stworzyłam i... puknęłam się w głowę. Bo to nie było to.
Lidii pokój jest dość duży, więc taka nieprzełamana niczym biel tworzy wrażenie niedokończonego pomieszczenia. Musiałam znaleźć dodatki. Pokój był po prostu pusty. Ładny, schludny, czysty, ale mimo wszystko pusty. Tym razem postawiłam na motyw gwiazdek. Konkretnie białe gwiazdki w połączeniu z szarością. I byłam zadowolona efektem, który jawił się w mojej głowie. Przez chwilę. No bo szarość i biel? To przecież wciąż za mało! I wtedy po raz pierwszy przyszedł mi na myśl róż. Spojrzałam na niego przychylniejszym okiem i uznałam, że to wcale nie jest zły pomysł. Róż ożywi tą przestrzeń, a odpowiedni odcień nie będzie raził po oczach. Nie wspominając już o tym, jaka zadowolona będzie Lidia.
Zrządzeniem losu w tym samym czasie, w którym podjęłam decyzję o włączeniu różu do pokoju poznałam Lilu, stosunkowo nową markę na polskim rynku. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Zakochałam się w ich różowych wiklinowych produktach, w tekstyliach o pięknych wzorach i kolorach, których nigdzie indziej nie było. Od razu zaczęłam planować co postawimy w pokoju Lidii, co było bardzo ciężkie, uwierzcie mi, bo nie ma jednej rzeczy, koło której przeszłabym obojętnie. Ale nie można mieć wszystkiego, prawda?
Stało się też tak, że niedługo później firma wypuściła nową kolekcję. I tu wpadłam w obłęd. Bo róż wikliny, na który polowałam stał się pięknym brudnym różem, a nowe materiały okazały się mieć na sobie gwiazdki. Teraz już wiecie, dlaczego przepadłam?
I takim oto sposobem zawitało do nas kilka pięknych różowych dodatków. Fotel łezka stanął przy stoliku i stał się ulubionym miejscem do siedzenia Lidki, koszyczki ścienne zostały oddelegowane do przechowywania ozdób do włosów i kredek, a kuferek, który właściwie jest kufrem skrywa skarby do prac plastycznych, które zawsze walały nam się gdzie popadnie.
Dodatkowo w pokoju stanął wiklinowy wózek (marzenie mamy i totalny zachwyt Lidki) i gwieździsta różowa pościel (kocyk z kołderką), ale to zobaczycie kiedy indziej.
Przekonałam się wtedy, że róż nie jest taki zły jakim go sama widziałam. Dodałam nawet do pokoju biało różowy domek i skrzyneczkę-przybornik. Zajęło mi trochę czasu dojrzenie do tego koloru i zaakceptowanie faktu, że może wyglądać naprawdę dobrze. Nie musimy przecież od razu malować ścian na rażący odcień tego koloru, ani stawiać wszystkich mebli różowych. Wystarczy odrobina, żeby stało się przyjemnie i dziewczęco.
W pokoju Lidii wciąż króluje biel. Mamy więc białe ściany i białe meble. Jednak ta biel przełamana jest szarością, różem, kolorami zabawek i motywem gwiazdek.
A Wy co myślicie o różu? Jesteście zatwardziałymi przeciwnikami, czy tak jak ja, odkryłyście jego piękno?
fotel łezka - tu
koszyczki - tu
kuferek - tu
wózek - tu
zasłony - Werka Zeberka
kosz na zabawki - Betulli
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz