Markę Biana&Mama odkryłam właściwie przypadkiem przeglądając showroom. Urzekła mnie swoją prostotą, dodatkami i delikatnością. Poznałam ją w lecie, kiedy szukałam dla Lidii prostych, dziewczęcych, ale zarazem mających w sobie to coś ubrań. I tak oto w naszej szafie znalazło się kilka ubrań tej marki.
Początkowo do polskich projektantów podchodziłam sceptycznie. Odstraszała mnie cena (i w niektórych przypadkach wciąż odstrasza, nie oszukujmy się, takie ubrania zazwyczaj swoje kosztują) i obawa o jakość. Wiecie, w sklepie mogę dotknąć, zbadać materiał, obejrzeć z każdej strony. A tutaj niestety nie. W moim małym miasteczku nie było showroomów, czy innych tego typu sklepów, a w Niemczech to już tylko mogę o tym pomarzyć. A niestety zdarzały się przypadki, kiedy ubrania, które zamawiałam nie nadawały się na nic innego jak tylko na szmaty. I ta rozmiarówka! Każdy ciuch w innym rozmiarze, choć metka ta sama. Dlatego wciąż jestem ostrożna i dlatego mało takich ubrań w naszej szafie.
Jednak muszę przyznać, że ostatnio los traktuje nas dość łagodnie. Ubrania polskich projektantów, które do nas dochodzą spełniają wszystkie moje oczekiwania. I tak jest np. z marką Biana&Mama. Ubrania przez całe lato były prane stosunkowo często, dodatkowo traktowane odplamiaczem i nie porozciągały się, nie zmechaciły, nie straciły kolorów - właściwie wciąż wyglądają jak nowe. Dlatego też zdecydowałam się pokazać Wam co nieco z nowej kolekcji. Z kolekcji, która bardzo różni się od poprzedniej pod względem wzorów. Tym razem stawiają na odrobinę szlaeństwa w postaci kosmicznych nadruków łącząc je z prostymi stonowanymi wzorami, dzięki czemu całość wychodzi naprawdę fajnie.
Co tu będę więcej nudzić, sami zobaczcie!
Córcia wygląda uroczo <3
OdpowiedzUsuńSukieneczka przyciąga uwagę, a skoro tak dobra jakość to tym większy plus. Teraz ciężko znaleźć ciuchy, które po kilku praniach nie stracą kolorów, elastyczności i nie zrobią się w nich dziury...