Jeszcze kilka lat temu nawet w głowie nie zaświtałoby mi takie zdanie. Zazwyczaj, kiedy zbliżał się koniec roku, rozmyślałam o imprezie sylwestrowej. Z kim w tym roku się bawię, gdzie, co na siebie włożę, na jaki kolor pomaluję paznokcie i ile procentów trzeba kupić. Podsumowanie roku? Jakaś refleksja? Zupełnie nieznane mi rejony. Były postanowienia, chociaż sama śmiałam się z nich, bo już je tworząc, wiedziałam, że i tak ich nie dotrzymam.
Patrząc wstecz i porównując siebie sprzed kilku lat i siebie teraz widzę ogromną różnicę. Możecie powiedzieć, że stałam się nudna, ale ja się taka sobie bardziej podobam. Na koniec roku nie myślę już tylko o sylwestrowej imprezie. Właściwie od jakiegoś czasu nie możemy się jakoś z nikim zgrać, głównie dlatego, że tak jak w tym roku, do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy D. nie spędzi sylwestra w pracy. Ale to nic. Nie przeszkadza nam spokojny sylwester z ukochanymi osobami i Polsatem, czy innym programem w tle. Tak właściwie, to powiem Wam szczerze, że nigdy nie bawiłam się tak dobrze w sylwestra, jak na przykład w zeszłym roku - z mężem i córką, która wytrzymała do północy, żeby razem ze mną piszczeć na widok fajerwerków.
Od kilku lat końcówce roku towarzyszą jednak pewne refleksje. Lubię podsumować sobie rok. Przyjrzeć się swoim osiągnięciom i porażkom, przypomnieć sobie wszystkie popełnione w minionym roku błędy i nauczyć się na nich. Podsumowuję rok na kilku płaszczyznach.
Tej zupełnie osobistej, czyli co zrobiłam dla siebie, czy wystarczająco o sobie pamiętałam, czy jestem zadowolona ze swoich osiągnięć, a jeśli nie, to co powinnam poprawić. Podsumowuję też nasze rodzinne życie, tak samo przyglądając się naszym sukcesom i porażkom i wyciągając z nich wnioski na przyszłość. Od zeszłego roku tworzę również roczne podsumowania w zdjęciach. Rok temu trafiło mnie takie olśnienie, że to bardzo fajna sprawa. Nie zawsze mi się chce i nie zawsze pamiętam o tym, żeby wywołać zdjęcia, kupić album, czy stworzyć fotoksiążkę, a końcówka roku to idealny czas, żeby to zrobić. Zamiast tworzyć kilka albumów przez cały rok, czy później po latach przypomnieć sobie, że mamy na dysku miliard zdjęć, albo stracić je przez awarię komputera dobrze jest usiąść raz w roku i stworzyć sobie album ze zdjęć z minionego roku. Okazuje się on też dobrą przypominajką na koniec roku, kiedy rodzinnie zasiadamy do oglądania zdjęć i przypominamy sobie wszystkie wydarzenia, wycieczki, uroczystości, nie raz śmiejąc się przy tym, albo roniąc łzę (tu raczej ja).
Od kiedy bloguję, podsumowuję sobie też cały rok blogowania - pod kątem statystyk, co Wam się podoba, co Was do mnie przyciąga, jakie wpisy zyskują największe zainteresowanie, w jaki sposób rozwinęłam się w tym czasie.
To wszystko pozwala dostrzec czasem małe, a czasem wielkie błędy, które naprawione zrobią ze mnie tylko lepszego człowieka. Czy jest to jedna kłótnia za dużo, czy zbyt małe postępy w robieniu zdjęć, czy fakt, że poświęciłam samej sobie, albo innym zbyt mało czasu. Natomiast skupianie się na sukcesach pozwala wkroczyć w nowy rok z uczuciem dumy i z wielką motywacją, aby działać i stawać się coraz lepszą i lepszą.
2016 nie był dla nas ani wyjątkowo dobry, ani jakoś specjalnie zły. Po prostu był, ze swoimi wzlotami i upadkami, z dobrymi i tymi gorszymi wydarzeniami. Począwszy od narodzin córeczki mojej przyjaciółki, przez pierwszy raz Lidii w przedszkolu i ciągłe przez to choroby, a kończąc na ospie, która zaskoczyła nas w najmniej korzystnym momencie i wspaniałych Świętach w Polsce, których jednak choróbsko nam nie pokrzyżowało (czego nie mogę powiedzieć na przykład o moim bracie).
W przeciągu kilku ostatnich dni widziałam już kilka wpisów blogowych o tym, jakie postanowienia noworoczne są głupie, bez sensu i w ogóle nie powinniśmy sobie niczego postanawiać, bo i tak tego nie osiągniemy. Motywujące w cholerę! Oczywiście kompletnie się z tym nie zgadzam, z tym że ja tego nie nazywam postanowieniami. To mi się kojarzy tak trochę "zrobię albo nie zrobię, a świat i tak się nie zawali", więc od samego początku zakładamy sobie niepowodzenie. Ja stawiam sobie konkretne cele. Jeśli tylko jest to możliwe, dopisuję im konkretną datę, do której mam zamiar dany cel osiągnąć. Nie zakładam sobie też rzeczy, których wiem, że nie osiągnę, jak na przykład "nie będę jeść słodyczy", ale jeśli czuję taką potrzebę, staram się je zamienić na coś bardziej możliwego, np. "będę sama przygotowywać zdrowe słodkości". Na 2017 rok mam już kilka celów. Wiem, że czekają mnie i całą naszą rodzinę zmiany. Ale konkretów jeszcze Wam nie podam, niech pozostaną moją słodką tajemnicą. W każdym razie koniec roku nastawił mnie bardzo pozytywnie i mam nadzieję, że ten nastrój utrzyma się trochę dłużej, ponieważ planuję wejść w 2017 rok mocnym, pewnym krokiem.
Trzymajcie kciuki i do siego roku!
Na sam koniec podrzucam jeszcze kilka tekstów z 2016 roku wartych przeczytania. Jeśli nie widziałaś jeszcze któregoś z nich, zapraszam Cię do nadrobienia:
Fotoksiążka - Printu.pl
Sukienka/bluza Lidii - Bon prix
Paznokcie - Semilac 034 Mardi Gras
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz