Długo się zastanawiałam, czy pisać taki post. Właściwie myślałam o tym już rok temu, kiedy na wszystkich innych blogach takie posty się pojawiały, ale w końcu powiedziałam sobie "zielona jesteś, co tu podsumowywać" i dałam sobie z tym spokój. W tym roku nie jestem ani bardziej ani mniej zielona niż w poprzednim, jednak uznałam, że wyklikam sobie takie kótkie podsumowanie. A nuż wyciągnę z tego jakieś wnioski, może dostrzegę jakieś błędy, może da mi to kopa do działania w nowym roku, albo przeciwnie wrzuci mnie w dół głębokości Oceanu Atlantyckiego.
Prywatnie
2015 rok, to tak na dobrą sprawę pierwszy rok naszego życia w Niemczech, w 2014 spędziliśmy tu tylko półtora miesiąca, więc właściwie nic. Było ciężko. Właściwie czasami wciąż jest. Urodziny, święta, a czasami nawet te zwykłe niby nic nie znaczące dni tak daleko od rodziny przytłaczają ogromnie. Czasem jest mi tu tak cholernie źle, że najchętniej spakowałabym się nawet do reklamówki i wskoczyła do pierwszego lepszego busa, żeby tylko zawiózł mnie z powrotem do Polski. Takie dni ma chyba każdy na emigracji (a przynajmniej ci początkujący). Dzieje się to zwłaszcza wtedy, kiedy Lidka tak bardzo prosi, że chce do Ali, a ja mogę jedynie rozłożyć ręce i spróbować wytłumaczyć jej datę następnego wypadu do Polski, co jak się pewnie domyślacie i tak nic nie daje.
Ale czasem jest mi też dobrze. I to była chyba rzecz, która najbardziej mnie zdziwiła, kiedy pewnego dnia usiadłam i pomyślałam "dziś jest mi dobrze". Wciąż próbujemy się odnaleźć, nie zasze jest łatwo, ale przemy do przodu uparcie jak osły i nie damy się, dopóki nie osiągniemy zamierzonych celów.
Poznaliśmy polską rodzinę. D. zyskał kolegę, ja wspaniałą koleżankę (taką wiecie, na wino, na kawę, na ploty i do rany przyłóż), a Lidia kolegę, z którym tak bardzo się kochają, jak nie mogą znieść zbyt długiej obecności drugiego.
Wyjazdowo możemy się pochwalić wizytą w Berlinie - w końcu! No i oczywiście wyjazdami co jakiś czas do Polski. Na lato 2015 mieliśmy wspaniałe plany. W końcu urlop, wyjazd, wakacje, wypoczynek. Wielkie plany szlag trafił, kiedy to zafundowaliśmy wakacje ślusarzowi, a nam pozostały dwa tygodnie urlopu spędzone wśród okolicznej przyrody. Właściwie nie było źle, ale lepiej być mogło, gdybyśmy tylko nie zostawili tych cholernych kluczy w drzwiach.
Gdzieś tam po drodze mieliśmy zmienić miejsce zamieszkania. Zamieszania było z tym od groma - umowy, wypowiedzenia, kaucje, czynsze. Stop! Zrezygnowaliśmy. Zbyt dużo zachodu nas to kosztowało, a jak już łapaliśmy się czegoś to wszystko momentalnie się waliło. Przez ten cały zamęt (i właściwie nasze z D. różne zdania) Lidia nie poszła w tym roku do przedszkola, dzięki czemu spadła na mnie jeszcze większa odpowiedzialność, ponieważ postanowiłam sobie, że w choćby małym stopniu zrobię jej to przedszkole w domu.
Rok zakończyliśmy nie małym stresem. Dla nas rodziców, i niestety dla Lidki samej. Bo choć nie rozumiała o co chodzi, dzięki czemu nie bała się już wcześniej, to wizyta u kardiologa i przeprowadzanie wszystkich badań było dla niej dużym i nie do końca przyjemnym przeżyciem. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, a stres spłynął z wielkim uczuciem ulgi.
Co w 2016?
Mamy kilka planów. Przedszkole dla młodej, wakacje (mam nadzieję, że tym razem nie opłacimy ich nikomu), kilka wyjazdów w naszej okolicy. Czyli właściwie przeniesienie większości planów z 2015 na 2016. I trzymam kciuki żeby to się w końcu udało. W planach jest dokończenie mieszkania, żeby w końcu wyglądało jak powinno, i jeszcze inne rzeczy, o których już nie będę mówić, żeby czasem nie zapeszyć. Wystarczająco powiedziałam.
Blog
Tu też bywało różnie. Blog przechodził lekkie wzloty (nie jakieś tam ogromne, ale bywało lepiej) i upadki (a te to akurat z wielkim hukiem i dość bolesne). Właściwie gdyby popatrzeć na statystyki, to straszne góry i doliny. Nie utrzymujemy równego poziomu. Albo się wspinamy, albo lecimy na sam dół. Mamy kilku stałych czytelników - jeśli to czytasz, to zapewne jesteś jednym z nich (a jeśli nie, to witam Cię i zapraszam na dłużej). Zwłaszcza moje kochane dziewczyny (Wy wiecie!), które potrafią kopnąć w dupsko, nakrzyczeć, że dawno nic nie było, że obijam się i natychmiast mam opublikować coś nowego. I dziękuję za to z całego serca, bo gdyby nie te kopy, to mogłabym nie wynieść bloga z któregoś z kolei upadku.
Gdzieś w połowie roku pojawił się pomysł na nową nazwę bloga. Chciałam pisać więcej, od siebie, niekoniecznie o "kaszkach i kupkach". Uznałam, że blog w żadnym stopniu nie jest popularny i nikogo nie skrzywdzę przechodząc na nową nazwę. Dałam sobie czas do października, kiedy to wygasała ważność domeny. Musiałam się poradzić, przemyśleć. Z jednej strony słyszałam nie, nie rób tego, "Dziewczynkę" już się jakoś tam zna, ta nowa nazwa z niczym się nie kojarzy, a właściwie jak chcesz, to Twój blog. Z drugiej strony zaś miałam swoją upartą naturę, podszeptującą "jak to, to Twój pomysł, jest genialny!" No i tak myślałam, myślałam, stworzyłam nowe logo, znalazłam inny szablon i pomyślałam: to może drugi blog? Myślałam tak jakiś czas, patrzyłam na stojące w miejscu statystyki i w końcu wybuchnęłam śmiechem: marzy Ci się! Zostałam przy "Dziewczynce", pomysł na drugiego bloga porzuciłam, ważność domeny przedłużyłam. Może zauważyliście, ale od tamtego czasu blog zrobił się luźniejszy. Nie ma jakichś poważnych tekstów, właściwie wpisów tekstowych jest coraz mniej (jakoś tak wyszło, chyba chcę to naprawić). Nastawiłam się bardziej na pokazywanie tego, co mamy, stąd posty zdjęciowe, recenzje książek i ostatni pomysł na pokazanie Wam gier/puzzli/zabaw z jakich korzystamy. Może Wam się wydawać, że są to wpisy sponsorowane. Dostała dwa puzzle na krzyż i pieśni pochwalne tworzy. Nie, nie, nie. Nie ukrywam, że współpracujemy z wydawnictwami, choć nawet bez tych współpracy starałabym się Wam pokazywać tyle książek ile mogę. Ale pokazuję też to, co po prostu mamy. Jako pomoc i obiektywną opinię dla szukających.
Co w 2016?
Szczerze Wam powiem, że nie wiem. Myślę, że to przyjdzie z czasem. Na dzień dzisiejszy mogę sobie założyć, postanowić, że będzie nas tu więcej. Że będzie dużo przydatnych tekstów, będą takie które będą śmieszyć, wyrażać nasze opinie. Mogę sobie założyć, że wciąż będą poprawiać się nasze zdjęcia. Ale nie wiem, czy tak będzie. Nie planuję z dużym wyprzedzeniem, kiedyś próbowałam, ale sprawdzało się przez pierwsze dwa tygodnie, a potem wszystko trafiał szlag. Będzie spontanicznie, a więc będzie co będzie. I mam nadzieję, że Wy też będziecie.
A ja trzymam kciuki i życzę spełnienia tych jasno opisanych, jak i tych głęboko skrywanych planów oraz marzeń! :*
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za wakacje i za blogowe plany. Ja czytam, chociaż rzadko zostawiam po sobie ślad :)
OdpowiedzUsuńCudowne piękne zdjęcia Twoje z córką! :)
OdpowiedzUsuńfajne z Was dziewczyny. Tak przypuszczałam, że życie za granicą, z dala od rodziny do łatwych nie należy, ale jak czytałam Twojego posta to aż łza mi się w oku zakręciła. Ale z pewnością, za jakiś czas zacznie się czuć w nowym miejscu bardziej swojsko i domowo. Trzymam kciuki za bloga :)
OdpowiedzUsuńPiękne uśmiechy :) Zachęcające do częstego zaglądania w te progi :)
OdpowiedzUsuń